sobota, 26 października 2013

DZIENNIK(nieco)DZIENNY: episod V

 Wiem jestem bardziej niz zalosny.Ostatnia aktualizacja miala miejsce miesiaca 5ego,toz to wola o pomste do piekla.W kazdym razie,jedziemy dalej:).Tym razem wycieczka i spacer po kraju makreli, pryszczy matki ziemi(i zeby bylo populistycznie,rzecz jasna)Bjork. .
       W skrocie wygladalo to tak:przylecialem,pochodzilem,wylecialem.Padal deszcz,padal snieg,a co zaskakujace swiecilo tez slonce,i co zaskakujace do kwadratu spiewala M.Brodka...dobra dosyc tego pierdolenia(wybaczcie ,dawno nie aktywowalem kalamarza,wiec pisze co slina na przysadke przyniesie).Ostrzegam,ze duzo pocztowek,ale jak zwykle nie wiem co wybrac:).
WAZNE.Pisalem to wielokrotnie ale powtorze:NIE DOSZUKUJCIE SIE W POCZTOWKACH ZADNYCH WALOROW ARTYSTYCZNYCH,tak po prostu tam jest i chuj.Potraktujcie to jako mniej lub bardziej udany zapis swinskiej egzystencji...
bedzie mniej wiecej nie chronologicznie.
pozdr 669 i shatan z wami.

Ok na pierwszy ogien ,Reykjavik,nie bede trul co jak i gdzie(mozecie sprawdzic apriori,lub po prostu poszukac wiecej info w globalnej sieci).
Z informacji po(waznych).Smietniki pelne,aczkolwiek zamykane na kulczyk.Deszcz pada,i co tam jeszcze?ee nic chyba
JAZZ made in Iceland+mega dzieki kris za ugoszczenie mnie po krolewsku.Dzieki!!
Po kilku dniach zglebiania miasta ne ER,przyszedl czas na pana swinie i jego epicko-kurtuazyjna wizyte islandzkiego interioru.Wypad planowany na dni kilka przeciagnal sie do niemalze dni 10u.Kolejna rada,autostop dziala wysmienicie,ale biorac pod uwage ,ze wyspe oplata jedna jedyna autostradka A1,postarajcie sie z niej nie zjezdzac gdyz moga sie przydazyc 2lub3dni na poboczu.Nie zeby nie brali,ale po prostu nie jezdza: ).Tak wyglada 2ga co to wielkosci(popularnosci)droga na Ic.Tak jak pisalem 2dni szczekania na poboczu:)
No wiec spakowalem sie w 2plecaki i wyruszylem ku...
teraz bedzie duuuzo natury wiec jak kto chce,troche to nudne no ale uj,co zrobic.Przyznam,ze zapierdalajac na 2plecaki(oba za ciezkie),trzeba toczyc nieprzerwana walke,czy wyjac pstrykacza czy tez nie.Ot refleksja taka.
Dobra wiec tak oto prezentowal sie poczatek spaceru.Pierwsze 12km do 1ego przystanku
po 10minutach nie omieszkalem wpierdolic sie jak na swinie przystalo w...
 kolejne 8h spaceru z chlupoczacym srodkiem(ah te SUPER WATERPROOF buty)
w koncu po ok 12km spaceru pod gorke pojawila sie mikro rodzina trojkatow,przyznam,ze mega zaskoczenie i wyzwolenie,po 8h deszczu i potu milo bylo wyskoczyc z ciucha i miec noc na ogrzanie.
tak oto zakonczony zostal dzien pierwszy spaceru.Przyznam,ze bylem bardziej niz wykonczony i jeszcze bardziej przemoczony.Coz bez spacerowej kondycji+ok 30kg bagazu+8hpod gorke.Dobra czas na dzien nr2.
Jakby to powiedziec,zaczalem obserwowac lekkie zmiany w krajobrazie,zielen jakos tak umknela z widnokregu:) a pojawilo sie...
Przyznam,ze latwo jest spacerowac np po indiach(z wyjatkiem polnocnych rejonow),masz klapki,koszulke i jazda.Ale spakowac sie i byc gotowym na wszelkie mozliwe warunki,zabrac zarcie na dni chuj wie ile(przekonalem sie na wlasnej skorze,ale o tym soon)itd itp.nie jest juz latwo:).
    Pewne wyjasnienie,wiekszosc z pocztowek to nie sztuczne wyszukiwanie krajobrazow przyjemnych,po prostu przystawalem na moment i fotografowalem droge przed soba. jak napierdala ci deszcz na ryja i tak ma byc przez kolejne 15km lub 9h,nie masz ochoty na wyczekiwanie na odpowiednie swiatlo czy widoczek.Po prostu popierdalasz przed siebie,i liczysz ze gdzies tam we mgle wyskoczy pacholek wskazujacy dalsza droge.
    
i pacholek sie znalazl
    Przyznam,ze i tak najglupsze i meczace byly swinskie portrety:).Kurwa znalezc kamien,wlaczyc aparat odbiegac a pozniej udawac,ze ot tak sobie spaceruje.I te jebane plecaki!!(heh a jeszcze myslalem zeby statyw zabrac:).
dobra przyznam,ze czasem zerknalem w tyl na droge ktora juz przelazlem
no i po raz kolejny tego samego dnia powolna zmiana krajobrazu
a po wyjsciu zza zakretu
w koncu czas na 1szy przystanek i tradycyjna tee z pradem
i dalej w droge,kurwa pamietam jak dzis jak ze 3razy zlazilem po tym lancuchu zeby fotos pocisnac:)
przejscie zwezane:)
po raz kolejny zaznacze ze zbytnio nie bajeruje z kolorami,zreszta zapytajcie gossa
po lewej koryto(wiadomo,ze swinia pcha sie do koryta) rzeki i gdzies tam kilka km dalej kolejny przystanek(mial byc:),i kolejny raz tego dnia krajbr zaczal sie z lekka...racja,zmieniac:)
ps:wiecie jak musialem zapierdalac,zeby zdazyc z zasranym majdanem przed uplywem 20sekund przeznaczonych na pstryk migawki:):)

no i w koncu bo godzinach ilus tam i 15km,w koncu w oddaaaali(tam gdzie ta skala na godzinie 11) miejsce do ktorego zmierzalem
jeszcze tylko most,i 2km w gore rzeki
    no i teraz w skrocie,dolazlem do bazy nr2,a tam nocleg ok 50£(w kazdej z baz nocleg oscyluje wokol tej sumki),ale bardziej obrzydliwe,ze w bazie wypoczywalo juz ok 20 innych spacerowiczow,nie namyslajac sie dlugo zebralem swinska resztke sily i postanowilem zapierdalac dalej,ot jakies nxt 2h i po prostu zalozyc swoja wlasna baze,no wiec idziemy dalej.W dolnej czesci pocztowki, widac z lekka nieprzyjemna ekonomicznie chate
po czym obrot i w dol do...
rzeki,tylko,ze tym razem bez mostu.Wiec do gaci,caly majdan na sobie,i na bosaka w poprzek.Przyznam,uczciwie,ze chyba jeszcze nigdy nie chcialo mi sie vomitowac z zimna(a przydazylo mi sie to jeszcze raz podczas tej wycieczki:).
 a tak wygladaly odnuza po kilku minutach w lodowatej wodzie
 nic to,skarpeta na noge i w droge gdyz wieczor soon,a tu jeszcze obozowisko trzeba zalozyc:)
 Wspaniale bylo kimnac w otoczeniu mikrowodospadu i gangow lisow,ktorym notabene blizej wzrostem do krolikow niz do psowatych.Ok poranek porankiem ale trzeba spacerowac dalej...

na szczescie przydazaly sie i mosty 
 i lancuchy
kolejny rzut oka na przebyta trase
teraz juz tylko 6km do kolejnej bazy

Tutaj jednak sytuacja podobna jak w poprzednim zakatku,od chuja spacerowiczow+wczesna pora dnia+wzialem sobie do serca pewna rade.Otoz jedna z osob ktora spotkalem na poczatku spaceru(ona konczyla),powiedziala,zeby nie zatrzymywac sie poki pogoda jest w miare znosna,tylko napierdalac po kres sil i zmeczonka i wtedy zalozyc oboz(zastanawialem sie co mial na mysli mowiac poki pogoda jest znosna,zwlaszcza,ze spotkalismy sie przy napierdalajacym deszczu),uprzedzajac fakty,juz lada dzien mialem sie przekonac o czym mowil:):).Wracajac do konkretow,postanowilem minac baze i sprobowac dotrzec do kolejnego etapu,czyli mialem wyspacerowac cos pod 30km.Na szczescie zjadlem juz troche orzeszkow i rodzynek,wiec plecaki nie wazyly juz 30kg tylko 28.
 ten etap z punktu widzenia odniesienia terenowego z lekka nuzacy,abstrachujac od ulewy(heh gut uczucie jak widzisz ze gora po lewej zapierdolona po pachy deszczem i to wszystko zmierza ku tobie,no a ty w sumie ku temu) i ok 5stopni(w pewnym momencie wycieczki doszedlem do wniosku,ze na chuj mam isc w pol przemakajacym ekwipunku,jak i tak od srodka jestem tak spocony jakbym deszcz wypadal ze mnie),wiec po prosu nastapila redukcja ciuchowa.Poza tym co zajebiste na isl,nie trzeba martwic sie o wode,byle tylko trafic na zrodlo,a jest tego troche.No wiec etap byl kompletnie plaski,i tutaj sprawdzila sie staroindianska metoda,otoz nie warto szukac czegos tam na horyzoncie(12km plaskiego wyglada naprawde deprawujaco),trzeba patrzec nie dalej niz 2metry przed swoje kroki,zamienic sie w maszyne i popierdalac ile wlezie(tlumaczenie doslowne ze staroindianskiego:)


                                         
po czym po raz kolejny dochodzisz do...
 mostu brak,nikog w poblizu kto moglby cie przeniesc na plecach,zadnego punktu odniesienia.Z oddali widzisz tablice wiec wierzysz,ze cos tam na niej bedzie o przejsciu,owszem jest ale o przeprawie pojazdami 4x4.Przez chwile myslalem,zeby ruszyc tak jak droga wpada do rzeki,ale pojawil sie jeep wjechal i wyjechal...tyle,ze wode mial prawie do polowy drzwi,a ja moglem sobie jedynie pozwolic na wode po gacie.Przyznam,ze lazilem wkolo ok 2h.Deszcz jebal,wieczor sie zblizal ja porykiwalem z cicha.Bylem zerknac w innym miejscu,i pozostawie to bez komentarza.
Inaczej jest jak lecisz przez rzeke na golasa,inaczej jak ze wszystkim co masz,na plecach.Suma sumarum przeprawilem sie troche ponizej jeepodrogi.Powiem uczciwie,odnosnie bolu i odmrozonych nog,poprzednia rzeka to byl pikus.Po tej myslalem,ze wyjme scyzoryk i po prostu odetne sobie kulasy.Jedyne co moglem zrobic to ubralem sie po drugiej stronie i po prostu bieglem przez 1km zeby krazenie wrocilo do kulasa.W kazdym razie udalo sie+bylem 500m od kolejnej bazy(ktora notabene stala sie moim domem na nastepne dni4).Ale o tym,juz teraz.Otoz to taka mikro anegdota odnosnie robienia sobie planow czasowych,nie uwzgledniajac natury islandzkiej natury:).Miala byc jedna noc i dalej jazda ale pogoda zrobila psikus i mniej wiecej wygladalo to tak...
poczatek dnia kolejnego
kilka godzin pozniej...
a jak na podworku jest tak,to w namiocie warto miec tak:)



zalamala sie pogoda i przez 4dni musialem siedziec w stodole i czekac na poprawe,gdyz nastepny etap to juz wjazd pod gorke,a tam poki co snowstorm i huragan.Zaanektowalem wiec stodole na swoje potrzeby,siedzialem i gapilem sie w okno.
4dni racjonowania pokarmu,dziennie 2garsci orzeszko-rodzynek i ok 21,zupka zwana chinska:)+przypominanie sobie historii o nawiedzonych islandzkich stodolach.


4dni rozmyslan i nagapian sie minely i mozna bylo ruszac dalej,bukowski zostal by sluzyc kolejnym uwiezionym...
to kolejna baza,ale tradycyjnie postoj 5minut,herbat w termos i dalej juz tylko w gore.To ostatni stop w dolinach,teraz juz tylko gora.I na samym szczycie dom do przenocowania,czyli jakies 15km.
jeszcze zerkniecie w tyl
w przod
i zabawa wlasnie sie zaczynala.Lekko mnie zdziwila predkosc wiatru ktory po prostu NAPIERDALAL jakby jutra nie bylo.Pomyslalem jednak,ze pewnie beda jakies zaglebienia gdzie w razie czego bedzie mozna umknac...i rzeczywiscie na poczatku byly
ale juz po chwili

            

troche mniej miejsc do ukrycia.Tak mialo byc przez kolejnych godzin kilka,hm mniej wiecej:)
po raz n-ty nie zatrzymalem sie w bazie na samej gorze(ok tym razem nie z wlasnego wyboru,po prostu ze wzgledu na zalamanie pogody domek byl pelen),nie pozostalo nic innego jak z lekka wysuszyc sie,i ruszyc w kolejne 12km do bazy koncowej.Hih kilku spacerowiczow zastanawialo sie jak to ze w krotkich spodenkach???a ja po prostu NIENAWIDZE dlugich portek:):)
 w koncu gorace jajo zrodlo-jeziorka
 i jeszcze 8,5km spaceru po gorkach
a to po drugiej stronie gory(jakies 2h od powyzszego fotosa).
i w koncu po iba 10h i 30km ostatnia baza...
Przyznam,ze zachrumkalem ze szczescia,gdy ujrzalem baze koncowa,ale tez zalowalem ,ze lada dzien lot do lnd city,mysle,ze gdybym mial mozliwosc ogarniecia zapasow orzeszkow i rodzynek,ruszylbym dalej na polnoc.Lacznie prawie 10dni,kilka przygod i duzo czasu samotnie.Cos WSPANIALEGO!!!

EPILOG
ok przyznam sie,ze fotos powyzszy zrobilem juz drugiego dnia po dotarciu do bazy:).Po prostu jak doczlapalem sie pierwszy raz,bylo juz ciemno i oberwanie chmury swini towarzyszylo.No wiec po nocce odpoczynku,mialem dzien,zeby poskakac po okolicznych pagorkach


uff no i to juz juz koncowka.jeszcze tylko 2dni na stopa powrot do reykjaviku tam ostatni dzien z krisem i fruu...


ps:wiecie,ze na Islandii mieszka najwiecej masonow na swiecie?:)
Ja pierdole 4dni wklejalem te fotosy:)
ps1:mamuska dlatego caly czas truje zebys szlifowala forme na rok przyszly,przyznam,ze bez kondycji spacerowej pierwsze dni daja w kostke:)

    a opowiadalem wam jak swinia poznawal kolegow w Havanie??
   spoko spoko bez obaw,moze innym razem